Damian SZYMCZAK. Felieton

Tama już przecieka, czyli shit-test

I dotarł nam feministyczny postęp do naszego miasta. W postaci akcji „badawczej”, w wykonaniu młodej lewicy, która domaga się różowych skrzynek z tamponami i podpaskami. To akcja ogólnoświatowa, która ma właśnie ten cel „badawczy”. Przetestować, czy lokalne społeczności są już gotowe na przyjęcie każdej bredni. ...

Na początek przypomnę, że nasza młodzież przedstawiła badania, z których wynika, „że 39 procent kobiet przyznało, że przynajmniej raz w życiu musiały zrezygnować z kupna środków higieny intymnej.” To rzecz jasna absolutna brednia i totalna bzdura, swoją drogą ciekawe skąd te dane. Zresztą czy to ważne? Każde badania można tak przeprowadzić, by wyszedł nam „odpowiedni” wynik.

Padła też nazwa Kulczyk Foundation. Zajrzyjcie Państwo na ich stronę główną. Bez ogródek zamieszczają tam hasła feministyczne i mizoandryczne:

„Świat z jakiegoś powodu zafundował sobie i nam rewolucję. Najwyraźniej chce być inny. Wreszcie przyszedł czas na nową, bardziej kobiecą wersję świata. Patriarchat i maczyzm odchodzą w przeszłość.

Kobiety mają siłę i determinację, by zrobić pierwszy krok w stronę lepszego. Nasza rola, nasza zmiana i nasza istotność dla świata jest dużo większa niż kiedykolwiek. Jesteśmy też dużo bardziej świadome naszego wpływu na świat, który rzeczywiście zmieniamy bardziej niż kiedyś. Zmiana jest kobietą i kobieta jest bardzo często źródłem zmian!”

Autorką tego czegoś jest Dominika Kulczyk. To ta, która odziedziczyła fortunę po tacie, a pisze o „patriarchacie i maczyźmie.” Za to matriarchat już mamy w pełni. Choć zgodzę się z nią, że ”kobieta jest bardzo często źródłem zmian!” To fakt i jak widać światu to na dobre nie wychodzi.

A przechodząc do samej akcji. Rzecz jasna nasza lewicowa młodzież sama by na to nie wpadła. To część działań ogólnoświatowych, które przyszły do nas z zachodu. Tu pozwolę sobie zacytować Społecznego Rzecznika Praw Mężczyzn, czyli Macieja Wójcika, który o tym pisał na swym prywatnym profilu na fb już pod koniec lipca. „Środowiska feministyczne ostatnio skoncentrowały się na postulacie "darmowych" podpasek.

Teoretycznie, postulat jest w jakiś sposób zrozumiały - na pewno istnieją kobiety mające problem z dostępem do tego środka higienicznego, na przykład niepełnoletnie z rodzin patologicznych czy po prostu biednych. W skali państwa są to nieznaczące grosiki, dało by się załatwić tę sprawę przesunięciem środków z puli na którekolwiek ze zbędnych i szkodliwych wydatków, których państwo niewątpliwie ma ogrom. Dlaczego zatem pojawiają się sprzeciwy, w tym mój? Z kilku powodów. Powód pierwszy: fałszywa narracja. Nie istnieją "darmowe" produkty ani usługi, a jedynie nieodpłatnie dostępne dla korzystającego, ktoś płacić musi i nie jest tym kimś nie mające własnych pieniędzy państwo. Powód drugi: narracja wewnętrznie sprzeczna, typu "gdy zyskuję to moje, gdy są koszty to wspólne".

Chodzi mi tu o "moja macica, moja sprawa", czyli postulat utrzymania całkowitego braku praw reprodukcyjnych mężczyzn - mężczyzna po zapłodnieniu nie ma absolutnie żadnej opcji wycofania się z rodzicielstwa, kobieta ma ich kilka. Należałoby zachować konsekwencję - albo wspólna sprawa (i wynikające z takiego podejścia prawa reprodukcyjne mężczyzn), albo "moja sprawa (więc nie obciążajmy nią ogółu). Powód trzeci: jak to zwykle u feministek bywa, widzą mikroskopijny problem ich dotyczący, a nie widzą znacznie większych problemów wynikających z tego samego powodu: z różnic biologicznych.

Nie widzę poparcia dla postulatu "darmowych" kanapek czy obiadów dla mężczyzn - a wyższe zapotrzebowanie mężczyzn na kalorie wynika wszak z biologii. W postulatach OSK nie ma nawet zrównania wieku emerytalnego, a przecież krótsze życie mężczyzn powinno skutkować wcześniejszym (a nie: późniejszym) przechodzeniem mężczyzn na emeryturę, by obydwie płcie po równo z niej korzystały. Powód czwarty: na 99% jest to tzw. "shit-test". Nie wiecie co to takiego? Już wyjaśniam. To część procesu ustalania hierarchii społecznej, polegająca na badaniu na ile można sobie z kimś pozwolić.

Jeśli przejdzie jedno, próbuje się drugiego, większego, i tak albo do natrafienia na zdecydowany opór, albo do całkowitego podporządkowania. Czyli tzw. taktyka wyrywania po kawałku. Tamę należy postawić na samym początku, gdy masa wody jest jeszcze do opanowania. Powód piąty: problem jest swobodnie do ogarnięcia środkami własnymi organizacji feministycznych.”

Podkreślę z tego jeden fragment; To część procesu ustalania hierarchii społecznej, polegająca na badaniu na ile można sobie z kimś pozwolić. Jeśli przejdzie jedno, próbuje się drugiego, większego, i tak albo do natrafienia na zdecydowany opór, albo do całkowitego podporządkowania.

A swoją drogą naprawdę mi żal Pana Szczepańskiego, skądinąd miłego i rozsądnego człowieka. Jak sobie przypomnę starą lewicę, choćby jeszcze sprzed dwudziestu lat, już nie mówiąc z okresu PRL. Czyli konserwatywną i po prostu normalną pod względem obyczajowym. To taka smutna refleksja się nasuwa; jak wielką cenę trzeba dziś zapłacić, by utrzymać się na lewicowym topie.

Autor jest społecznikiem, historykiem, byłym radnym miasta Leszna

fot internet

wróć do aktualności